PIOTR BERNAŚ: CZŁOWIEK STAŁ SIĘ TOWAREM

„Dziś nawet nie jest istotna prawdziwa historia, bo i ta często bywa zmanipulowana dla osiągnięcia bardziej sensacyjnego lub newsowego efektu“ – mówi Piotr Bernaś, reżyser dokumentu „Paparazzi“, który zostanie zaprezentowany na zbliżającym się festiwalu w Amsterdamie.


16 listopada w Amsterdamie rusza IDFA – festiwal będący mekką dla wielbicieli dokumentu. W konkursie tegorocznej edycji staną trzy polskie tytuły: „Cudze listyMacieja Drygasa, „WycieczkaBartosza Kruhlika oraz „PaparazziPiotra Bernasia (więcej informacji o reprezentacji polskiej sztuki dokumentu w Amsterdamie można znaleźć tutaj). 


W rozmowie z Danielem Stopą twórca „Paparazzi” zdradza m.in. jak wyglądała realizacja filmu o słynnym polskim paparazzio, który, tak samo jak jego zachodni koledzy, poluje na sensację, a także o roli fotoreportażu i dokumentu we współczesnym świecie mediów.

 
***


„Paparazzi” rozpoczyna się sekwencją rozmowy w samochodzie, gdzieś w lesie, daleko od miejskiego zgiełku. Rozmawiasz z bohaterem dość intymnie. Jak narodziła się znajomość z Przemysławem Stoppą? Czy od początku było wzajemne zaufanie?

Piotr Bernaś: Przed podjęciem tematu mojego filmu znałem Przemka Stoppę jedynie z wystąpień telewizyjnych. Nie wydawał mi się wtedy interesujący. Był de facto ostatnim z bohaterów, o których myślałem jeszcze na etapie dokumentacji. „Bliższe relacje“ pojawiły się w trakcie realizacji filmu, bo też musiały się one pojawić. Chciałem opowiedzieć o tym człowieku głębszą i prawdziwą historię, musiałem go lepiej poznać, aby zrozumieć sposób jego myślenia i działania. W przypadku Przemka Stoppy najtrudniejsze okazało się dla mnie odrzucenie moich własnych uprzedzeń. Stopniowy proces wzajemnego poznawania się i zdobywania zaufania trwał praktycznie nieustannie przez cały okres zdjęć, a nakręcenie rozmowy w lesie było jednym z jego ostatnich etapów.


Dokument jest dość dynamiczny. Momentami zdjęcia są przyśpieszone, oglądamy krótkie, szybko zmontowane ujęcia, dużo zbliżeń – detale, słychać również wartką muzykę. Takie tempo to codzienność Przemka?

P. B.: Tak. Zależało mi szczególnie na oddaniu nerwowości bohatera oraz sposobu jego codziennego funkcjonowania. Chciałem, aby widz choć w części mógł odczuć te emocje, których sam doświadczałem jeżdząc w samochodzie obok mojego bohatera. Muzyka była nierozłącznym elementem jego dnia i dodatkowo „nakręcała go“. Skupienie na twarzy i detalach miało dopełnić charakterystykę postaci, ale również stanowiło sposób ucieczki od mało filmowej sytuacji, polegającej głównie na ślęczeniu w samochodzie, który notabene w mojej ocenie jest głównym domem mojego bohatera.


A jak świat Przemka: nieustany bieg za newsem, czekanie, życie w samochodzie, ciągłe przemieszczanie się i dni poza domem, wpłynął na realizację dokumentu? 

P. B.: Od strony produkcyjnej bardzo nerwowo, chaotycznie i dość nieprzewidywalnie. Od samego początku zdjęć do momentu rozmowy w lesie (a to jedne z ostatnich zdjęć z bohaterem) nie miałem niestety komfortu polegającego na pełnej współpracy, była to raczej deklarowana wola współpracy. W efekcie byłem raczej tolerowany w jego samochodzie, a z czasem ta tolerancja rozszerzyła się o kolejnego członka ekipy – autora połowy zdjęć do filmu – Łukasza Żala. Zdarzało się, że mój bohater znikał na kilka miesięcy, nie odbierał telefonów i ślad po nim ginął. To były najgorsze chwile niepewności. To też rzutowało na kolejne zmiany scenariuszowe. Jedno ze wstępnych i kluczowych moich założeń zostało jednak zachowane, a dotyczyło prowadzenia obserwacji Przemka oraz wydarzeń medialnych w perpektywie  dłuższego czasu (zdjęcia powstawały na przestrzeni 13 miesięcy). 


Jeśli chodzi o samą stronę realizacyjną, przez większość czasu obydwaj z operatorem musieliśmy dostosować się do tempa i sposobu pracy bohatera. Miało to też swoje pozytywne efekty. Nerwowość ujęć i montażu jest też po części pochodną tego, jak zmuszeni byliśmy pracować. Dodatkowo uzyskaliśmy w 90% autentyczne zdjęcia i sytuacje. Kiedy w końcu udało się namówić bohatera na zdjęcia bardziej kreowane i ustawiane (dokręcaliśmy w ten sposób detale) wiedziałem już, że mam dość mocny, tak emocjonalnie jak i wizualnie, materiał wyjściowy.


W momencie, gdy Przemek nie ma tematu, stwierdza, że jest jak wygłodniały wilk. Adrenalina, chęć bycia najlepszym, pieniądze, a może łamanie barier – co uzależnia bohatera?

P. B.: Uzależniają go wszystkie te elementy razem wzięte, a sprawę przypieczętowuje sprowadzenie własnego postrzegania świata do poziomu zwykłego materializmu. Wydaje mi się jednak, że kluczową i dodatkową rolę pełni tu też strach. Strach przed zaczęciem nowego życia, zbudowaniem tego od nowa i od podstaw. Strach przed wysiłkiem i ewentualna porażką. Strach przed próbą zmiany siebie samego. Ucieczką przed tym jest trwanie w stałych przyzwyczajeniach i poruszanie się po sprawdzonych, utartych ścieżkach – nawet jeśli płaci się za to ogromną cenę samotności. Bo czy żyjąc w świecie gdzie zawsze trzeba mieć się na baczności, świecie pełnym wrogów i innych drapiezników człowiek może nie czuć się osamotniony?


To, o czym wspomniałeś, jest największym problemem Przemka. Z jednej strony jest silny w świecie drapieżników, z drugiej zaś słaby, bo nie ma żadnej alternatywy. Czy taka postawa może wynikać z własnego wyboru? Czy Przemek to raczej ofiara dzisiejszych czasów? 

P. B.: Czy to jego własy wybór? To trudne pytanie – poniekąd pewnie tak. Poniekąd, bo czy można mówić o wyborze, jeśli w grę wchodzi również uzależnienie? Przemek jest dla mnie w pewnym sensie postacią tragiczną, postacią bardzo współczesną, ulegającą tendencjom i trendom, które wymykają się spod jego kontroli. Z jednej strony mamy człowieka idealnie przystosowanego, z drugiej jednak, staje się ofiarą obecnych czasów. Rozdarcie wewnętrzne mojego bohatera świadczy natomiast o tym, że nie do końca stracił on swoje człowiecze cechy.


Tyle że ludzkie odruchy gubią bohatera. Świat, który oglądamy, nie potrzebuje refleksji, wyhamowania, intymności. Nawet kobieta, która przyszła się pomodlić pod Pałac Prezydencki, też wyciąga swój aparat…

P. B.: Tak. Takie tez jest moje spojrzenie na obecny świat. Jeśli analizuję go rozumowo i racjonalnie, to jest to świat pozbawiony skrupułów, świat bezreflekcyjny i pędzący. Jeśli masz skrupuły, niechybnie padniesz ofiarą innego drapieżnika. Jednakże, na poziomie emocjonalnym i zupełnie nieracjonalnym pozostaję w dalszym ciągu niepoprawnym optymistą, wierzącym w dobrą naturę ludzkości i jej zbawienie.


Ten optymistyczny ton można wyczuć w twojej rozmowie z Kaliną Cybulską. Wspomniałeś wtedy, że fotoreportaż "buduje opowieść o człowieku w zdjęciach…". Konfrontując to zdanie z postawą Przemka, chciałbym zapytać jaki jest dziś fotoreportaż?

P. B.: Fotoreportaż, którego naturalna przestrzenią funkcjonowania była prasa, już nie istnieje. Istnieją niszowe jego formy w postaci albumów, które malo kogo interesują, oraz sporadycznych wystaw fotograficznych. W mediach dominuje tylko i wyłacznie news. Człowiek stał sie towarem. Dziś nawet nie jest istotna prawdziwa historia, bo i ta często bywa zmanipulowana dla osiągnięcia bardziej sensacyjnego lub newsowego efektu. Główny nurt dziennikarstwa to zajęcie plotkarzy, spekulantów, a niejednokrotnie i manipulantów. 


A dokument?

P. B.: Jeśli chodzi o dokument filmowy to znajduje się w podobnej niszy, jak fotoreportaż czy inne formy dokumentalne. Jednakże w odniesieniu do samego fotoreportażu, film jest wciąż tworem niezależnym od nożyczek czy gustów fotoedytorów lub redaktorów. Jaką rolę spełnia społecznie? Chyba znikomą. Jest to raczej zajęcie dla fascynatów szukających siebie, prawdy o drugim człowieku, prawdy o tym świecie – taki  sposób na życie i pozostawanie w dobrej kondycji psychicznej dzisiaj.


Celowo zestawiłem tę wypowiedź z postawą Przemka. Przed „Paparazzi” byłeś fotoreporterem „Gazety Wyborczej”. Jak wyglądała konfrontacja Piotra Bernasia – byłego fotoreportera – z Przemysławem Stoppą – obecnym paparazzi?

P. B.: Konfrontacja ta była wielopoziomowa – odmienne światopoglądy i odmienne zainteresowania, odmienny sposób pracy i tematyka. Jedyna rzecz, która nas łaczyła to fotografia i przystosowanie do tzw. trudnych warunków. Świat mediów, w którym kiedyś pracowałem, gdzieś w moim przeświadczeniu umarł. Obecny świat mediów, to w dużej mierze świat Przemka Stoppy. Świat, z którego sam się wykluczyłem.


Na koniec chcę przytoczyć twoje słowa: "Może to jest naiwne, ale zajmuję się dokumentem i zajmowałem się fotografią, bo czułem, że to czemuś służy, że nie chodzi tylko o podbicie sprzedawalności gazety". W jaki sposób film wpłynął na postawę Przemka? 

P. B.: Od tamtej rozmowy minęło sporo czasu. W dalszym ciągu tkwię w swojej naiwności, bo jak wspomniałem, gwarantuje mi to dobre samopoczucie i znakomitą kondycję psychiczną. Jeśli chodzi o samego bohatera – historia zatoczyła spory krąg. To, co na samym początku tchnęło optymizmem i wydawało się mocnym impulsem do indywidualnych zmian, powodem do zatrzymania i zastanowienia nad samym sobą, obecnie stało się pogonią za sukcesem i tak zwaną pozycją. Niedawno mój bohater zaczął udzielać się w polityce i bardzo zbliżył się do lidera pewnej partii. Ten ciąg wydarzeń pisze nieoczekiwany scenariusz na drugą część filmu, choć ta tematyka jest raczej poza moim zainteresowaniem. Z drugiej strony, czemu się dziwić, każdy usiłuje pływać jak może.



Z Piotrem Bernasiem romawiał Daniel Stopa .


Więcej o filmie "Paparazzi" można przeczytać tutaj.