ALLY DERKS O POLSKIM FILMIE DOKUMENTALNYM I HOLENDERSKIM UPODOBANIU FAKTÓW
„Jerzy Bossak, Krzysztof Kieślowski, Marcel i Paweł Łozińscy. Bez nich film dokumentalny w Polsce nie byłby tym, czym jest teraz” – stwierdziła Ally Derks, dyrektor festiwalu IDFA w Amsterdamie, w rozmowie przeprowadzonej z Zofią Ścisłowską podczas tegorocznego 51. Krakowskiego Festiwalu Filmowego.
Jeśli miałaby Pani wymienić trzy pierwsze skojarzenia, które przychodzą na myśl o polskim kinie dokumentalnym?
Ally Derks: Przede wszystkim zawsze na pierwszym miejscu myślę o sztuce operatorskiej. Kolejnym skojarzeniem jest niestety spadek artystycznej formy polskich dokumentów w okolicach 1992 roku. Myśląc o polskim dokumencie wspominam też zawsze Krakowski Festiwal Filmowy i wracam do chwil, kiedy przyjechałam tutaj po raz pierwszy i poznałam ówczesnego dyrektora festiwalu – Andrzeja Kołodyńskiego.
To było w 1990 roku podczas 27. edycji festiwalu, kiedy zasiadała Pani w jury.
A. D.: Tak, ale wracając do Twojego pytania – polski dokument to dla mnie także nazwiska takich twórców jak Jerzy Bossak, Krzysztof Kieślowski, Marcel i Paweł Łozińscy. Bez nich film dokumentalny w Polsce nie byłby tym, czym jest teraz.
Co wzbudziło zatem Pani zainteresowanie tematem?
A. D.: Z tego co pamiętam, wszystko zaczęło się tak właściwie tutaj – na Krakowskim Festiwalu Filmowym. Potem już z pomysłem na to by pokazać polskie filmy holenderskiej publiczności i z planami zorganizowania retrospektywy wróciłam do Polski, gdzie odwiedziłam Filmotekę Narodową oraz wiele innych mniejszych archiwów. Nie ukrywam, że były to dla mnie dosyć trudne poszukiwania. Nie istniały praktycznie żadne dostępne tłumaczenia filmów, więc musiałam kompletnie polegać na pomocy tłumacza. Koniec końców było warto, bo do Amsterdamu wróciłam z bardzo dobrym programem.
Od pierwszej edycji festiwalu na IDFIE pokazano 165 Polskich filmów. Część z nich to filmy wyprodukowane w złotej erze polskiego dokumentu, część zrealizowana została w ciągu kilku ubiegłych lat. Czy istnieje jedna wspólna cecha, która Pani zdaniem łączy te filmy?
A. D.: Oczywiście wiadomo, że bardzo trudno jest tutaj porównywać z prostego względu, że filmy te powstały w zupełnie odmiennych politycznych i historycznych okolicznościach. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych język filmu był inny. Filmowcy chcąc uniknąć ingerencji cenzorskiej często sięgali po metaforę i symbol. Myślę, że sposób kształtowania historii był bardziej skryty, mimo że kino tamtego okresu było przecież bardzo przesiąknięte polityką. Do dziś myślę, że ten pewien rodzaj dyskrecji w opowiadaniu jest bardzo polski.
Jak odebrano zatem te filmy w Amsterdamie?
A. D.: Publiczność była bardzo zaintrygowana. Zwłaszcza konfrontując się w tematami, które były jej bliskie, jak np. zrealizowany zaraz po II WŚ „Majdanek - cmentarzysko Europy” Jerzego Bossaka. To właśnie Bossak był pierwszym, który zdecydował się pokazać w filmie dokumentalnym obóz koncentracyjny. Uważam ten rodzaj artystycznej odwagi i potrzeby pokazywania rzeczywistości w stosunku jeden do jeden za bardzo niezwykły. Być może nie wszyscy pamiętają, ale Amsterdam był Żydowskim miastem, a podczas wojny wielu holenderskich Żydów trafiło do obozów koncentracyjnych takich jak Auschwitz czy Dachau, stąd reakcja ludzi na te filmy była bardzo emocjonalna. Publiczność była poruszona tym, co zobaczyła. Od pewnego czasu obserwuję duże zainteresowanie tematem żydowskim i za każdym razem, gdy pokazujemy tego typu filmy bilety natychmiast są wyprzedane.
Zatem, możemy mówić o dużym zainteresowaniu Polskim kinem?
A. D.: Jak najbardziej. Dziś przysłuchiwałam się czterem sesjom pitchingowym podczas Dragon Forum i trafiłam na prezentację młodego polskiego reżysera, o którym natychmiast mogłam powiedzieć, że jest niezwykle utalentowany. Także historia zaczyna się powtarzać, a tradycja jak widać jest wciąż żywa. Mam nadzieję, że wielu młodych reżyserów odkryje starsze filmy i znajdzie w nich wiele inspiracji.
Tak jak ma to teraz miejsce w Holandii?
A. D.: Moim zdaniem Holandia ma wiele wspólnego z Polską w sensie posiadania autentycznej i solidnej dokumentalnej tradycji – by wymienić najważniejszych: Joris Evens, Bert Hanstra, Hammon Vonder Horst, którzy byli pionierami kina dokumentalnego w Holandii. Zawsze powtarzam – Czechow nie urodził się w Holandii! Nam holendrom brakuje wielkiego serca i romantyzmu, a nasze dziedzictwo bazuje na bardzo „przyziemnych” filarach – jesteśmy narodem eseistów, malarzy realistycznych etc. Więc film dokumentalny doskonale się w tę naszą tradycję wpisuje, o czym świadczą filmy takich utalentowanych twórców jak Henny Honigmann, John Appel, czy Jeroen Berkvens. Ponad wszystko kochamy fakty (śmiech)!
Z Ally Derks rozmawiała Zofia Ścisłowska.
* Ally Derks jest założycielką festiwalu IDFA w Amsterdamie i tworzy go od 1988 roku. Ukończyła literaturę holenderską i studia filmoznawcze na Uniwersytecie w Utrechcie. Jest dyrektorem Jan Vrijman Fund, która wspiera prace dokumentalistów pochodzących z krajów rozwijających się, a także pracuje jako członek komisji doradczej dla Amsterdam's Amnesty International Film Festival oraz przewodnicząca agencji sprzedaży DocWorkers.