WYWIAD Z NAMIREM ABDELEM MESSEEHEM
Wywiad z reżyserem filmu "Najświętsza Panienka, Koptowie i ja" opublikowany przez Gazetę Wyborczą w dniu 14 listopada 2012. Film dzisiaj wchodzi do kin studyjnych, dystrybutorem jest Krakowska Fundacja Filmowa.
Anita Piotrowska: Pojechał pan do Egiptu, by nakręcić dokument o koptach, który po drodze zamienił się w coś innego. To film od początku do końca nieprzewidywalny.
Namir Abdel Messeeh: Zaczęło się od mojego dochodzenia na temat objawień maryjnych w Egipcie. Wówczas nie brałem jeszcze pod uwagę siebie jako bohatera filmu. Nagle jednak odkryłem, że najbardziej interesujące w filmie są te sceny, w których pojawia się moja matka i moja egipska rodzina. Ostatecznie powstała autotematyczna historia filmowca, który bada przypadki objawień, ale odkrywa coś zupełnie innego. Dojście do tego zajęło mi dobre kilka lat.
AP: "Najświętsza Panienka, Koptowie i ja" czasem jest komedią dokumentalną, lecz czasem jej ton staje się bardzo intymny. Ta zmienność nastrojów była przez pana zamierzona?
NAM: - Bałem się tego osobistego wymiaru, dlatego postanowiłem nadać filmowi lżejszy ton poprzez muzykę czy mój komentarz zza kadru. Zdarzało się, że pewne sceny z założenia dramatyczne zaczynały brzmieć komediowo, jak choćby scena, w której moja matka grozi mi wytoczeniem procesu, jeśli wbrew jej woli pojadę z kamerą do rodzinnej wioski.
AP: Pana dokument traktuje także o podwójnej tożsamości: Francuza o egipskich korzeniach, sceptyka, który nagle dotyka spraw religijnych.
NAM:- Wszyscy bez przerwy musimy dokonywać wyborów i rozstrzygać. Jestem Francuzem czy Egipcjaninem? Jestem wierzący czy nie? Kocham moją matkę czy jej nienawidzę? Czasami jednak najlepszym wyborem jest nie wybierać wcale.
AP: Chrześcijańscy koptowie są w Egipcie mniejszością, podobnie jak imigranci z Afryki Północnej we Francji. Gdzie jest pan u siebie?
NAM: - We Francji zawsze czułem się Egipcjaninem, a w Egipcie Francuzem, w dodatku nieprzynależącym do muzułmańskiej większości. Do tego dochodziło jeszcze inne poczucie wykluczenia, bo nie potrafiłem wierzyć tak jak inni koptowie. Będąc dzieckiem, marzyłem o tym, by być normalnym człowiekiem i nie odstawać od innych.
AP: Niedługo po zakończeniu zdjęć do filmu zaczęła się arabska wiosna. Gdyby został pan dłużej, mógłby powstać zupełnie inny film.
NAM: - To było dwa miesiące przed rewolucją, która była dla nas wielkim zaskoczeniem. Wyjeżdżałem z Egiptu, mając poczucie, że w tym kraju nic się nigdy nie zmieni.
Kiedy pracowaliśmy nad montażem filmu, zastanawialiśmy się, czy wspominać w filmie o tym, co się wydarzyło w Egipcie. Jednak to nie rewolucja była moim tematem i wszystko, co mogłem na jej temat powiedzieć, brzmiałoby jak frazes. Mój dokument opowiada o czymś głębszym: o stosunku do rodziny i wiary. Podejrzewaliśmy jednak, że widzowie i tak będą się zastanawiać, gdzie w tym wszystkim jest kontekst polityczny, więc na końcu filmu jest pewien żart na ten temat.
AP: Ciekawe, że film o chrześcijańskiej mniejszości w Egipcie zdecydował się współfinansować katarski Doha Film Institute.
NAM: - Ponieważ ludzie z DFI widzieli film jeszcze przed ukończeniem, dopytywali się, czy nie umieszczę w nim czasem jakichś scen krytycznych wobec islamu - wyraźnie ich to niepokoiło. Bo choć interesuje ich artystyczny aspekt filmu, pewnych ideologicznych ograniczeń nie da się przeskoczyć. Dlatego nie jestem pewien, czy robiąc podobny film o muzułmanach w Egipcie, dostałbym od nich dofinansowanie. Zapewne nie wsparliby też filmu na temat homoseksualizmu czy historycznych początków islamu.
Niedawno film trafił do dystrybucji we Francji i czekam, jakie będą opinie, zwłaszcza wśród tamtejszych koptów. Podejrzewam, że konserwatywne pokolenie rodziców, które wyjechało kiedyś z Egiptu, znienawidzi mój film, za to drugiej generacji, czyli ich dzieciom, powinien się podobać. Być może koptowie zaczną wreszcie rozmawiać o tym, kim są, i spróbują uchylić drzwi do swojej zamkniętej społeczności.
AP: Niektórzy w Egipcie oskarżali pana o ośmieszanie mieszkańców biednej wioski Said...
NAM: - Film jest jak zwierciadło przystawione widowni. Każdy zobaczy w nim coś innego, w zależności od tego, kim jest.
A więc ci "biedni niewykształceni wieśniacy" z Said w Górnym Egipcie są na tyle głupi, że nie zrozumieli mojego filmu? Myślę, że ludzie zarzucający mi poczucie wyższości w gruncie rzeczy projektują na ekran swoje własne uczucia wobec egipskich wieśniaków. W moim filmie jest ironia, ale na pewno nie próba obrażenia kogokolwiek z mojej rodziny czy jej sąsiadów. Dobrze się stało, że podczas projekcji w Egipcie byli obecni moi kuzyni, którzy bronili filmu. Mówili, że bardzo im się podobał, że odkryli w nim dużo zabawnych rzeczy i że byli całkowicie świadomi tego, co robię, nawet jeśli ich sytuacja jest zupełnie inna niż moja.
Niedługo zorganizuję pokaz w mojej rodzinnej wsi.
Żródło: http://wyborcza.pl/1,75475,12851336,Najswietsza_Panienka__koptowie_i_ja.html