DLACZEGO KOCHAM POLSKIE DOKUMENTY - TUE STEEN MÜLLER
Wszystko zaczęło się na wyspie Bornholm. Od 1990 roku, przez dziesięć lat, my Duńczycy organizowaliśmy festiwal filmowy w tym cudownym miejscu na środku Morza Bałtyckiego. Nazywał się Balticum Film & TV Festival, a filmy pochodziły z krajów leżących w rejonie tego morza, w tym z Polski. Podczas dekady ten poradziecki festiwal stał się miejscem spotkań kreatywnych dokumentalistów, gdzie mogli pokazywać filmy i dyskutować o nich.
To tutaj zobaczyłem „Usłyszcie mój krzyk” (1991) i „Stan nieważkości” (1994) Macieja Drygasa i „89 mm od Europy” (1993) i „Wszystko może się przytrafić” (1995) Marcela Łozińskiego - aby wymienić tylko niektóre z polskich arcydzieł, które były wyświetlane w starym kinie w Gudhjem. Także tam spotkałem producenta Wojtka Szczudło ze Studia Filmowego Kalejdoskop, który stał się moim drogim przyjacielem, a późnej uczestnikiem wielu warsztatów, które prowadziłem. Spoczywaj w pokoju, drogi Wojtku.
Po Bornholmie, przez lata współpracowałem przy warsztatach Ex Oriente, organizowanych przez IDF (Instytut Filmów Dokumentalnych) w Pradze, gdzie spotkałem takie talenty jak Bartek Konopka i Piotr Rosołowski z ich „Królikiem po berlińsku”, fantastycznym dziełem, dla którego ich producent, kobieta-wulkan Anna Wydra, zdołała uzyskać nominację do Oscara!
W 2011 roku byłem w jurorem na Krakowskim Festiwalu Filmowym, gdzie przewodniczyłem międzynarodowemu jury. Trzy z pięciu nagród zostały przyznane polskim filmom – „Argentyńskiej lekcji” Wojciecha Staronia, „Kołysance z Phnom Penh” Pawła Kloca oraz wyróżnienie dla „Lekarzy” Tomasza Wolskiego.
Dlaczego polskie dokumenty są tak dobre? Być może dlatego, że polscy filmowcy zawsze podejmują decyzje artystyczne zanim zaczynają kręcić film. Myślą o formie przed treścią, myślą o stylu opowiadania, który będzie pasował do konkretnego tematu. Myślą obrazami, które mogą przekazywać emocje i informacje bez słów. Wielu reżyserów rozwinęło swój język filmowy w krótkich formach, jak Piotr Stasik w swoim filmie „7 x Moskwa”, Thierry Paladino w „Na działce” czy Maciej Cuske w „Elektryczce”. Nie zapominajmy tez o mistrzu krótkich dokumentów, Pawle Łozińskim. Tradycja krótkich filmów w Polsce jest odmienna niż ta w kraju, z którego pochodzę.
Jestem pewien, że istnienie Szkoły Wajdy, którą miałem okazję odwiedzić parę razy, odgrywało i nadal odgrywa ważną rolę w rozwoju polskiego dokumentu. Jestem pod wrażeniem filmów, które wyszły z tej szkoły. Cóż innego można wspomnieć, jeśli nie „Joannę” (2013) Anety Kopacz, piękną jako film i hymn do Życia i Miłości!
Trzy inne panie reżyser, które zrobiły na mnie wielkie wrażenie to Wiktoria Szymańska, której „Marionetista” (2013) z lalkarzem Michaelem Meschke to prawdziwa magia, Marta Prus w spotkaniu ze swoją bohaterką w „Mów do mnie” (2015) i w końcu Karolina Bielawska z nagradzanym na całym „Mów mi Marianna”. Ten ostatni właśnie jest wyświetlany na DocsBarcelona, gdzie piszę te słowa. Do zobaczenia w Krakowie!
TUE Steen Müller
dla Gazety Festiwalowej 56. Krakowskiego Festiwalu Filmowego